Hejkaa! :)
Dziś trochę o moim odchudzaniu. Post zapowiada się długi więc podzielę na 2 lub 3 części. :)
Żeby zacząć tak od początku: pierwszy etap - dzieciństwo.
Należę do osób z tendencją do tycia. Odkąd pamiętam zawsze byłam grubsza, pulchniejsza, obszerniejsza. Geny? Już od najmłodszych lat zmagam się z nadwagą. Przedszkole, podstawówka, gimnazjum. Kiedy inne dzieci się ze mnie śmiały zaczęło mi to przeszkadzać jednak nic z tym nie zrobiłam. "Nie przejmuj się!" ciągle to słyszałam i sobie wmawiałam.Dopiero w gimnazjum podjęłam pierwszą próbę.
Uwielbiam słodycze. Kto tak naprawdę nie lubi? Nie znam takiej osoby. :)
Zostałam nauczona, że w domu zawsze było coś słodkiego. Ciastka, cukierki a w weekendy ciasta domowej roboty. Dzień zaczynałam od słodkiej drożdżówki lub pączków - przynajmniej dwóch. Warunkiem było duuużo lukru. :) i do tego słodkie kakao. W szkole oprócz kanapek zjadałam chipsy, batony i wszystko zapijałam colą lub słodkimi napojami. Pisząc to myślę teraz BLEEE..! Nic dziwnego, że wyglądałam jak mała świnka Piggy.
Gimnazjum. Ten czas pamiętam doskonale. Wyzwiska, ciągłe dogadywanie i kombinowanie jak tu nie ćwiczyć na WF. Przyszedł moment kiedy powiedziałam sobie dość. Podjęłam pierwszą w moim życiu walkę z kilogramami. Pamiętam moją pierwszą dietę. Drożdżówki zamieniłam na płatki typu "fitness" a kakao na mleko. Zamiast ciastek jadłam więcej owoców i warzyw, jogurty naturalne, zdrowsze pieczywo. Jadłam regularnie i co najważniejsze do 18.... ! ;) Bo to podstawa odchudzania od wielu wielu lat...! Głupek, głupek, głupek!
I udało się, schudłam. Widziałam w oczach innych podziw. Szkoda, że dla niektórych wygląd ma aż takie znaczenie, ale czego chcieć więcej mając 13 lat. I wtedy właśnie poznałam mojego Damiana, ale to zupełnie inna historia, która nie zostanie tutaj poruszona. :)
Takie wyzwiska i dokuczanie z powodu nadwagi mają duży wpływ na psychikę dziecka co potem w dorosłym życiu przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. U mnie uraz został. Brak wiary w siebie, nieśmiałość... Ale walczę z tym do dnia dzisiejszego. Zastanawiam się co by było gdyby dzieci w szkole po prostu mnie zaakceptowały. Było minęło. Pracować na sobą trzeba do końca życia i ta praca jest najtrudniejsza.
Okres późniejszych lat gimnazjum dobrze wspominam. Byłam już odrobinkę chudsza. A kiedy zobaczyłam u siebie efekt mojej pracy, stwierdziłam, że jest okej uznałam, że mogę zacząć jeść co tylko chcę. I co? JOJO! Powtórka z rozrywki - ale to już w technikum. Tam to dopiero były przeboje. Ludzie już bardziej "dorośli". Zdarzały się pojedyncze przypadki, na które na początku też po prostu nie zwracałam uwagi... :)
Na razie to tyle. Więcej szczegółów z okresu technikum w kolejnym poście. Było bardziej ciekawie także
do następnego! :)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz