wtorek, 8 września 2015

Moje odchudzanie cz. II

W technikum doszło do wagi 81kg. Przy wzroście około 160cm wyglądałam jak kulka, która się toczy i tak też się czułam.
Znów nie robiłam z tym NIC. Znów jadłam, unikałam WFu. Kiedy postanowiłam podjąć kolejną próbę? W momencie gdy byłam zmuszona zamienić jeansy na legginsy. Próbowałam sama. 2 dni diety potem jakaś czekolada. Potem znów dieta - czekolada, dieta - chipsy... i tak przez pół roku! Chudłam i tyłam. Nie chcę wiedzieć jak bardzo mój metabolizm dostał po dupsku.
Stwierdziłam, że nie dam rady schudnąć i zawsze będę gruba i tłusta. Wtedy pojawił się pomysł: DIETETYK!

Do dietetyka trafiłam jakoś wiosną, w czasie najlepszym na odchudzanie. ;) Czułam się meeega zmotywowana. Jeździłam na wizytę co około 3 tygodnie, za każdym razem dostawałam nowy jadłospis. Polubiłam moją dietę. Była przede wszystkim kolorowa i przyjemna.
W 3 miesiące udało mi się schudnąć 8kg. To dopiero był sukces. Cieszyłam się tym może z tydzień. Z wagą 73kg czułam się taka chudziutka. Wszystko musiały zepsuć wakacje. Wyjazdy, grill na działce, gofry, lody, kebab, pizza... Jakie to wszystko jest śmieszne. Tyle pracy i wyrzeczeń - cała moja praca poszła na marne.

Po wakacjach znów przytyłam. Niedużo, ale znów na tyle dużo, że zaczęło mi to przeszkadzać. Zaczęłam kolejne odchudzanie na własną rękę.
Postanowiłam wprowadzić do mojej diety ostre rygorystyczne zasady. 2 posiłki dziennie, 12 kubków herbaty w ciągu dnia, do tego dużo wody. Jadłam to co chciałam i nie zdawałam sobie sprawy z tego jaki wybrałam niezdrowy sposób odżywiania. Najważniejsze były szybkie efekty. W 10 miesięcy schudłam wtedy jakieś 20kg. Jadłam mało, a piłam dużo.

I przyszły kolejne wakacje więc zostawiłam moją cudowną dietę. Po wakacjach przytyłam jakieś 5kg. Potem był taki okres, że przez dłuższy czas utrzymywałam wagę 65kg. Jadłam czasem mniej czasem więcej. Zapomniałam, że istnieje coś takiego jak dieta odchudzająca. Ten postój trwał może pół roku, a co było dalej? O tym w kolejnym poście. Już na pewno ostatnim. ;)
A na tą chwilę nasuwa mi się myśl, że kiedy upadniesz warto się podnieść i iść dalej. Droga na szczyt nie jest prosta. ;)


4 komentarze:

  1. Bardzo duża przemiana - gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo Ci kibicuję!
    Sama pod częścią Twoich słów mogłabym się podpisać. Z tym, że nigdy nie byłam szykanowana z powodu wagi( a byłam na prawdę gruba max 112kg przy 165cm) i nigdy nie unikałam wf, wręcz przeciwnie nawet miałam iść do klasy sportowej i testy u lekarza sportowego wydolnościowe przeszłam nie wiem jakim cudem( kiedyś trenowałam zapasy i inne takie..). Obecnie ważę jakieś 84kg i walczę dalej..z tym, że z głową, z trenerem u boku( w końcu trafiłam do takiego, który jak sam stwierdził "chemia między nami działa") który motywuje, wspiera, doradza..kiedyś miałam styczność z inną trenerką i totalnie nie umiałyśmy się zgrać, nie ważne nie o tym miałam pisać;) Sama przechodziłam różne głodówki, dukany, kopenchadzkie, itd.. spadło 25 wrocilo 20 i tak w kółko.. nie ma nic lepszego niż po prostu zdrowe odżywianie i sport! Dużo sportu;)

    Trzymam kciuki za dalszą walkę i z całego serducha życzę jak najlepiej!
    Czekam na dalszą część postów;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i Tobie też życzę powodzenia. Nie poddawaj się i walcz ;)

      Usuń